Przypominam sobie właśnie prezent który dostałam kończąc pracę w gazecie- jedynkę z moim zdjęciem i podpisem "Jestem Justynka i se rade dam" no i myślę że chłopaki z mojego działu (a byłam jedyną dziewczyną) trafili w punkt.
Przeczytałam ostatnio książkę o trochę moim zdaniem nędznym tytule "Jak być kobietą zadbaną finansowo" o książce opowiem innym razem. Dziś tylko kilka słów o metodzie budżetu na 6 kont. Który wydaje się być bardzo ciekawy- ale chyba jest utopią
Utrzymanie- czyli rachunki, opłaty, kredyty i jedzenie powinno stanowić 50 % naszych dochodów
pozostałe 50% powinno być podzielone w następujący sposób
10% oszczędzanie krótkoterminowe czyli na wakacje święta czy remont itd
10% oszczędzanie długoterminowe czyli na emeryturę
10% na naukę - rozwój
10% na dobroczynność
i 10% które w każdym miesiącu trzeba wydać na przyjemności w nagrodę za to że udało się opanować ten system.
I tak może gdybym wiedziała to wcześniej teraz nie zastanawiałabym się na co wydać ostatnią pensję...
Ale podliczyłam moje wydatki i udało mi się ustalić że aby ten optymistyczny plan był realny powinnam mieć przychody minimum 2700 miesięcznie- co już nie jest utopią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz